Sprawę pożyczek na lichwiarski procent opisaliśmy z artykule  LICHWIARSKA PRZESZŁOŚĆ

 

29 października odbyły się dwie rozprawy ugodowe. Annę Przybył reprezentowała jej matka Barbara Ch. Na początku pierwszej rozprawy Sąd przekazał wnioskodawcy pismo zawezwanych.
W piśmie tym zawezwane oświadczyły, że nie wyrażają  zgody na żadną ugodę, czyli dobrowolny zwrot lichwiarskich odsetek.
Ku zaskoczeniu przedsiębiorcy (i chyba także Sądu), pełnomocnik Anny Przybył napisał, że wnioskodawca żąda zwrotu lichwiarskich odsetek ... źle naliczonych przez pracownika wymiaru sprawiedliwości.
Wnioskodawca w świetle przedstawionego mu  pisma zawezwanych, wniósł o umorzenie postępowania. Orzekł, że w sytuacji kompletnego braku zrozumienia treści pozwu przez zawezwane (świadomego lub nie - to już inna sprawa) do ugody, niestety, nie dojdzie.
Sąd zapytał pełnomocnika Przybył, czy  popiera wniosek drugiej strony.
Ku jeszcze większemu zaskoczeniu niż poprzednio (wnioskodawcy, Sądu oraz zgromadzonej  na rozprawie publiczności), Barbara Ch. oświadczyła między innymi, że jej córka jest szanowanym dyrektorem przedszkola i nigdy nie groziła zabiciem dzieci wydawcy. Sąd przerwał wypowiedź pełnomocnika,  pouczając, że mówi nie na temat.
Sprawa została umorzona.
Co do wypowiedzi matki Anny Przybył - że jej córka nigdy nie groziła zabiciem kogokolwiek.
Mając na względzie pierwszy artykuł w tej sprawie, napisany na podstawie zgromadzonych dowodów, twierdzenie to jest zupełnie oderwane od rzeczywistości.

Ludwika Stas