- Obawiam się, że wiele osób, gdyby nie musiało, nie płaciłoby składek na ubezpieczenie społeczne, a zamiast tego wcale nie wykupiłoby prywatnych ubezpieczeń, lecz wydałoby te pieniądze na bieżącą konsumpcję - twierdzi prof. Gertruda Uścińska, prezes ZUS

 

Premier Beata Szydło zapowiedziała na początku roku, że jej rząd przeprowadzi naprawę systemu emerytalnego. Przygotowanie planu ratunkowego premier Szydło scedowała na Zakład Ubezpieczeń Społecznych. Ten od czerwca przeprowadził 27 debat, w czasie których eksperci przedstawili propozycje zmian. Teraz zajmie się nimi rząd.

 

Leszek Kostrzewski, Piotr Miączyński: W czasie debat pojawił się pomysł, aby prawo do jakiejkolwiek, comiesięcznej emerytury mieliby zachować tylko ci, którzy udowodnią przynajmniej 15 lat (kobiety) lub 20 lat (mężczyźni) tzw. okresów składkowych. Czyli jak ktoś pracował np. tylko 10 lat, żadnej emerytury nie dostanie. Skąd taki pomysł?

 

Prof. Gertruda Uścińska, prezes ZUS: Zacznijmy od tego, że ZUS wypłaca coraz więcej emerytur po kilkadziesiąt groszy, kilka lub kilkanaście złotych. Dzieje się tak, ponieważ zgodnie z obecnymi zasadami wystarczy jedna odprowadzona składka, aby uzyskać prawo do emerytury. Ta jedna składka musi przejść całą procedurę ustalenia prawa do emerytury zakończoną wydaniem decyzji administracyjnej. Koszty wynikające z tej procedury, a także z corocznej waloryzacji, są często dużo wyższe od samego świadczenia. Na organizowanych przez nas debatach pojawiły się więc głosy, że może warto wprowadzić jakieś dodatkowe kryterium, które wyeliminuje ten problem. Weźmy też pod uwagę, że za kilka lub kilkanaście złotych nie da się dziś w żaden sposób pokryć kosztów utrzymania gospodarstwa domowego emerytów. Taka wypłata nie spełnia funkcji emerytury.

 

 

 

Źródło i więcej:

http://wyborcza.biz/biznes/1,147880,20926844,ile-stazu-pracy-jak-laczyc-emeryture-z-praca-prezes-zus-mowi.html