Maria Węgiel-Dębowska przeżyła szok, kiedy 5 lat temu dowiedziała, że ma ok. 17 tys. zł długu w spółdzielni mieszkaniowej. Skąd się wziął, skoro regularnie płaciła za lokal? Tego nie wiadomo do dziś! Dług rósł z każdym rokiem dochodząc do 26 tys. zł. W 2016 r. spadł nagle do 12 tys. zł, gdy spółdzielnia upadła. Teraz pani Maria jest nękana przez syndyka, który również przyznaje, że nie wie, skąd te zobowiązania

 

- Były tylko ponaglające pisma i moim zdaniem to jest podstawa do tego, żeby sądzić, że to była próba wymuszenia, oszustwa i kłamstwa – mówi Tomasz Dębowski, syn pani Marii.

Na jednym z krakowskich osiedli mieszka Maria Węgiel-Dębowska. Od około 17 lat w tym samym mieszkaniu, do którego posiada spółdzielcze prawo własnościowe. Od kilku lat nie może jednak spać spokojnie, bo otrzymuje od spółdzielni nakazy zapłaty.

 

- Jest to mieszkanie spółdzielczo-własnościowe. Jestem członkiem spółdzielni Ziemi Krakowskiej, niestety nie wyodrębniłam mieszkania, więc nie jest ono własnościowe – mówi pani Maria.

 

W 2008 roku powstała wspólnota mieszkaniowa, która zaczęła zarządzać blokiem. Kobieta otrzymała pismo informujące, że ma uiszczać opłaty do wspólnoty, a nie do spółdzielni. Pani Maria przez parę miesięcy płaciła i spółdzielni, i wspólnocie.

 

 

 

Źródło i więcej:

http://www.interwencja.polsat.pl/Interwencja__Oficjalna_Strona_Internetowa_Programu_INTERWENCJA,5781/Archiwum,5794/News,6271/index.html#1525952