Ostatnie miesiące nie były korzystne dla banków umoczonych w niby-kredyty frankowe. Jednym z pierwszych sygnałów zwiastujących, że kończy się eldorado czyniące z kredytobiorców – dożywotnich niewolników przynoszących w zębach comiesięczny haracz pożerający często większość zarobków, była słynna już opinia Rzecznika Finansowego podważająca najbardziej istotne elementy produktów walutowych – a tym samym ich zgodność z polskim prawem

 

Dotyczy to np. waloryzowania oraz indeksowania kwoty kapitału i zobowiązania w odniesieniu do innych mierników wartości, w tym obcej waluty. Innymi słowy, mechanizm waloryzacyjny bądź indeksacyjny czyni z rzekomego kredytu instrument spekulacyjny. Równie dobrze wartość zobowiązania można by naliczać w odniesieniu do ceny tony pszenicy na skupie w Elewatorze Czarnogłowy albo jeszcze lepiej – na giełdach rolnych, bo niby czemu nie? Mechanizm byłby ten sam i odnosił się do wydarzeń przyszłych i niepewnych w postaci długookresowego kształtowania się rynkowych cen ziarna.

 

A jeśli bank dodatkowo zamieściłby „klauzulę spreadową”, wedle której może sobie za pomocą własnych, nieprecyzyjnych kryteriów skonstruowanych wyłącznie na użytek łże-kredytów ustalać wirtualny „kurs” pszenicy, to analogia byłaby pełna. Właśnie coś w tym guście zaproponowały klientom banki, a czy mowa o frankach szwajcarskich, czy o cenie zbóż – to już kwestia drugorzędna i dotyczy wyłącznie wyboru rodzaju zewnętrznego przelicznika.

Innymi słowy, mamy instrument pochodny pełną gębą, w którym przepływy finansowe naliczane są w odniesieniu do instrumentu bazowego, jakim jest kurs CHF/cena zboża.

 

 

 

Źródło i więcej:

http://gf24.pl/wydarzenia/kraj/item/314-wstyd-panie-prezydencie